elektryczny elektryczny
47
BLOG

Międzypartyjny "wyścig zbrojeń"

elektryczny elektryczny Polityka Obserwuj notkę 0

Wywiad z A. Olechowskim we wczorajszej "Polityce" (10 IV br.) to jeszcze jeden dowód na to, że współzałożyciel PO to polityk nawet sympatyczny, w paru sprawach rozsądny (np. wskazując parę miesięcy temu, że USA coraz mniej chce się bronić nas - za nas...) - ale w sposobie prowadzenia działalności publicznej tragicznie oddalony od rzeczywistości. Mówi, że panuje niewiara, wyrażana przez prezydenta Kaczyńskiego, że trudno sobie wyobrazić kandydata, za którym nie stałaby wielka siła polityczna. Ja przeciwko temu protestuję i jednocześnie przyjmuję rodzaj takiego zakładu z obecną klasą polityczną, że Polacy mają dość sytuacji, gdzie wielkie partie dominują nad wszystkim.

Istotnie, wszyscy mamy tego dość. Jednak wiara, że obecną sytuację zmienią sympatyczni pozapartyjni outsiderzy w typie Olechowskiego czy środowiska Polski Plus, jest naiwna. Spróbujmy tę sytuację pokrótce podsumować. Mamy - mówię tutaj o przykładzie polskim, porównywalnym do pewnego stopnia z innymi państwami szeroko rozumianego Zachodu - dwie wielkie partie, na czele których stoi wódz (Tusk lub J. Kaczyński). Wódz posiłkuje się doradczym sztabem "pijarowców", w PiS zwanych spindoktorami, i gronem paladynów również służących monarsze poradą, ale głównie wysyłanych na rozmaite polityczne odcinki i wyższe stanowiska (przy okazji walcząc między sobą). Niżej kłębi się partyjna masa, zróżnicowana wprawdzie wewnętrznie, ale ogólnie stanowiąca armię ślepo zdyscyplinowaną. W zamian za żołd w postaci pieniędzy i stanowisk. Pomijając wszystko inne, w tym bardziej dworski charakter PO, a jedynowładczy PiS-u, są to wielkie, sprawne maszyny do zdobywania władzy - tak świetnie zorganizowane, że w państwie tylko twarde pokłady biurokracji są w stanie stawić im opór w obronie swoich interesów. Dopiero gdzie kończą się wpływy wszelkiej władzy publicznej, urywa się strefa wydana na łup głodnemu żołdactwu.

Gdy zdamy sobie z tego sprawę, pozbędziemy się złudzeń i zobaczymy Olechowskiego, Dorna czy Korwina-Mikkego jak średniowiecznych, szlachetnych rycerzy szarżujących samojeden na okopaną piechotę z artylerią i kaemami. Teoretycznie wyborca może odciąć tym okopom zaopatrzenie, ale w rzeczywistości zbyt są wielkie, zbyt dobrze zorganizowane, zbyt duże wywierają wrażenie swoją potęgą, by się na to zdobył. Wszystko staje się zrozumiałe: ciągnie się subwencje z budżetu i rozdaje się państwowe pensje swoim nie (tylko) ze złośliwości czy żądzy pieniędzy, ale przede wszystkim po to, by utrzymać maszynerię w ruchu, by jej elementy prowadzące marketingowe kampanie i zajmujące kolejne przyczółki w państwie (jak o tym pisałem jakiś czas temu) miały paliwo do działania. Oczywiście zrozumienie nie oznacza pochwały. Wielkie partie tego typu pasożytują na państwie, a za pośrednictwem państwa nadgryzają społeczeństwo.

Dynamika naszej sceny politycznej przypomina teraz (np. zimnowojenny) wyścig zbrojeń. Ktoś - z jakichkolwiek pobudek - chciałby nieco zmniejszyć sprawność swojej partyjnej machiny. Powiedzmy wprowadzając bardziej merytoryczny klucz obsady stanowisk publicznych, dopuszczający również ludzi chcących rozmawiać z wodzem i jego przybocznymi z równych pozycji. Partyjne doły otrzymują komunikat, że ich wierność nie zostanie konieczne nagrodzona, za to dostęp do smakołyków otwarto jakimś "przypadkowym" typkom. Nie wpływa to dobrze na ich morale, zaczyna się szemranie, może nawet spiskowanie, a to wszystko jest tylko na rękę konkurencyjnemu wodzowi niczego nie odmawiającemu swoim wojownikom. Logiczny kierunek jest raczej odwrotny, ku jeszcze hojniejszemu obdarowywaniu dołów (np. prawyborami) i jeszcze skuteczniejszej polityce marketingowej. Natomiast każdy krok w tył czy nawet chwilka wytchnienia potencjalnie równają się dawaniu forów nieprzyjacielskiej partii. Poza tym rząd oparty na parlamencie, by mógł działać, wymaga zdobycia kontroli nad Sejmem, co osiąga się najlepiej przez sterowanie posłami przez SMS-y, jak to pokazał ogółowi film "Władca marionetek".

Jeżeli "wyścig zbrojeń" ma się zakończyć sam z siebie, to chyba tak jak zimna wojna - przez rozpad jednego z antagonistów. Bardziej prawdopodobnym kandydatem wydaje się PiS, który zdaje się jednak mieć jakieś ideały ograniczające w pewnym stopniu zimny pragmatyzm. To może być kulą u nogi jak socjalistyczna gospodarka w ZSRR (bo Amerykanom głoszenie kapitalizmu nie przeszkadzało realizować etatystycznych przedsięwzięć, takich jak NASA). Poza tym spora część elektoratu może po prostu wymrzeć, zanim "wyścig zbrojeń" się skończy. Co będzie potem, nie sposób przewidzieć.

Jakie są inne możliwości? Gdyby Napieralski zdołał skoszarować SLD na wzór dwóch wielkich partii i zostać trzecim wodzem, wzrosłaby rola montowania przymierzy jako częściowej alternatywy dla "wyścigu zbrojeń". Mniej prawdopodobne wyjścia to odebranie całemu systemowi pożywki, jaką stanowi państwo. Albo przez stworzenie niepartyjnego, w sumie niedemokratycznego ośrodka władzy zdolnego pokonać wielkie maszynerie w imię stałego rządu centralnego, albo przeciwnie - przez demontaż państwa i jakąś formę demokracji bezpośredniej. Oba te scenariusze mają z różnych punktów widzenia wady i zalety, tak że niejeden czytelnik zapewne w sumie woli już to, co mamy...

elektryczny
O mnie elektryczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka